Przygodę z bieganiem zacząłem w 1993? Pierwsze zawody (chyba) w 1994 na 60m ppł i tak do lata. W lecie pojechałem na obóz sportowy i tam zasmakowałem dłuższych dystansów. Po wakacjach zmieniłem trenera ze sprintu na średnie i długie dystanse. I tak trenowałem 5 lat, startując najczęściej na 10km w biegach ulicznych, aż skręciłem kostkę 2x w ciągu 3 miesięcy i wtedy odpuściłem. Po 10 latach znowu zacząłem truchtać i tak oto moje bieganie trwa już kilka lat.
Trenuję bardzo nieregularnie, najczęściej 2-3 razy w tygodniu.
Nie.
Mam nadzieję, że w tym roku pobiegam w mieście z wózkiem, a w góry pojedziemy na razem na jakiś bieg :)
Mimo, że nie liczę się w stawce, to napięcie czuję przed każdym startem, do strzału, potem wszystko zostawiam i (najczęściej) cieszę się biegiem. Na pewno pierwszy start w górach budził pewne obawy, czy mi się uda, start w nocy, z plecakiem i zapasem jedzenia, jakbym na tydzień szedł w góry ;)
W 2018 zaliczyłem pierwszy raz DNF. Skręcona kostka w nocy w górach nie dawała możliwości ukończenia biegu w limicie, chociaż przez 40km próbowałem "dotrzeć" na metę.
Nie miewam. Jak zaczynałem biegać, zegarki miały tylko stoper, a cały trening opierał się na samopoczuciu. Zaufanie i stosowanie się do wskazówek trenera, powodowało brak kontuzji.
Na ten moment, szalonym będzie start na Maderze na 116km.
Nie wiem co autor miał na myśli. Czy to pytanie nawiązuje do pytania 8?
Nie spinaj się. Zacznij powoli, ale systematycznie i za rok, albo dwa będziesz tak dobry jak ja.