Początki biegania to rok 2011 - kiedy przeniosłem się z Chełma do Lublina. Głównym impulsem była nadwaga - 90 kg przy 173cm wzrostu. Chciałem coś z tym zrobić, szczególnie że w tamtym czasie uprawiałem narciarstwo zjazdowe i dodatkowe kilogramy dawały się we znaki - żadnej trasy nie byłem w stanie zjechać na raz, bez postoju. Zacząłem więc truchtać, po pewnym czasie startować na krótkich i dłuższych dystansach lubelskich (z maratonem włącznie). Jakościowa zmiana nastąpiła w styczniu 2016 r. kiedy dzięki Teresce Ziółek spotkałem trenera Kamila Grudnia i pod jego okiem przygotowałem się do złamania 3:30 w maratonie lubelskim. Potem zaszczepiłem się bieganiem przełajowym i górskim.
Trenuję 5/6 razy w tygodniu, zwykle po godzinie. Treningi, które rozpisuje mi Kamil, są urozmaicone - rytmy, interwały, podbiegi, biegi z narastającą intensywnością, długie wybiegania. Poza tym raz w tygodniu ćwiczenia na siłowni, czasem basen albo rower. Odkąd zacząłem się ruszać polubiłem ćwiczenia fitnesowe, szczególnie crossfit - na pewno miały wpływ na poprawę ogólnej kondycji, obecnie sporadycznie z nich korzystam na zajęciach grupowych w Getgymie. Ze względu na elastyczny tryb pracy mogę pozwolić sobie na treningi w ciągu dnia, kiedy wszystkie układy organizmu "obudzą się". Czas przedpołudniowy lubię najbardziej. Kiedy nie mam takich możliwości, trenuję z samego rana, albo wieczorem (ta opcja to ostateczność).
Odkąd zacząłem biegać, uczę się zdrowych nawyków żywieniowych. Kiedy utrzymuję niską wagę (65/67 kg) przekłada się to na lepsze wyniki w zawodach (a nic tak nie cieszy jak nowa życiówka). Niestety ciągle jestem na etapie nauki zbilansowanej diety i do wypracowania zdrowych nawyków jeszcze potrzebuję czasu. Jeśli chodzi o suplementację to zwykle po cięższym treningu piję izolat białkowy, a na co dzień wzmacniam się witaminą C.
Dostrzegam u siebie dużą różnicę w codziennym funkcjonowaniu, gdy sport stał mi się bliski - myślę, że jestem bardziej zorganizowany, lepiej potrafię rozplanować zajęcia i wykorzystać czas (na początku biegania bywało, że o 22 orientowałem się, że trening nie zrobiony i byłem na siebie zły). Cieszę się, że sport jest zaraźliwy - w mojej rodzinie najpierw zaszczepiła się siostra (we wrześniu 2017 razem przebiegliśmy maraton), a ostatnio brat wystartował w lubelskiej dyszce.
Wyjątkowy był półmaraton w Parchatce - mój pierwszy bieg przełajowy, który mnie wciągnął w bieganie trailowe. Mam też sentyment do Krynicy Górskiej ze względu na ukształtowanie terenu i piękne jesienne krajobrazy - w 2016 r. biegłem na dystansie 64 km. Poza tym Bieg Rzeźnika, w którym wystartowałem w 2017 r. razem z Darkiem Kucewiczem, był niezwykły z racji formuły (biegnie się w parach biegowych), no i towarzystwa - miesiące wspólnych treningów sprawiły, że niemal idealnie zgraliśmy się podczas zawodów.
Najpoważniejszą wpadkę zaliczyłem na pierwszym maratonie lubelskim. Byłem zupełnym laikiem, nie wiedziałem nic o strategii biegu. Na starcie poniosły mnie emocje i pierwszą połowę biegłem z grupą na 3:50, potem przyszło wyczerpanie, zwolniłem do marszu, zatrzymywałem się z 20 razy z powodu kurczów mięśni łydek, żeby je rozluźnić. Doprowadziłem się do poważnego odwodnienia. Ukończyłem kuśtykając.
Jeszcze nie nabawiłem się kontuzji. Na pewno mogło do niej dojść na początku, gdy nie dbałem o rozciąganie, stabilizację. Nie raz za to doświadczyłem przetrenowania. Obecnie pod okiem trenera ćwiczę "z głową" nie doprowadzając do zagrożenia, a wystąpienie takich zjawisk jak zejście paznokcia, odcisk czy lekko krwawiące zadrapania wkalkulowuję jako normę w biegach terenowych.
Spartatlon, PTL albo coś podobnego, czyli coś, co być może będzie w zasięgu za dekadę albo dwie. Mniej konkretne ale zwariowane pragnienie - jeszcze nigdy nie stałem na pudle i długo się to nie zmieni, więc pewnie to jest szalony cel. Zwykle wybieram realne cele, które da się zrealizować, choć za cenę ciężkiej pracy i mam wielką satysfakcję, gdy kończy się powodzeniem. Stanięcie na podium to czyste szaleństwo.
Jestem amatorem więc nie będę się wymądrzał, ale z własnego doświadczenia wiem, że wygórowane ambicje i aspiracje warto na początku wyhamować. Organizm potrzebuje się przyzwyczaić do zmiany stylu życia, więc dla zbudowania ogólnej kondycji na początek radzę spokojne biegi, ze stopniowym zwiększaniem objętości. Do tego ćwiczenia rozciągające i trochę siłowni. Udział w zawodach daje dodatkową motywację. Lublin z bogatą gamą dystansów daje tu spory wybór. Ja zacząłem od maratonu, ale stanowczo odradzam - lepiej zaprzyjaźnić się najpierw z 5 km. Jeśli chodzi o sprzęt, myślę, że warto zainwestować szczególnie w buty.
Obierz sobie konkretny cel, który będzie Cię motywował do ćwiczeń. Bądź cierpliwy - nikt nie rodzi się mistrzem. Trenuj z głową (trener, fachowa literatura, klub sportowy).